Rodzice znali się jeszcze przed wojną. Wtedy nie byli ze sobą związani. Spotkali się w Paryżu, po wojnie. Brat matki, wybitny ekonomista, Paul Rosenstein Rodan, sfinansował jej dłuższy pobyt poza Polską.
Ojciec, Artur Sandauer, przy okazji wyjazdu jako korespondent, na proces w Norymberdze, postanowił się urwać i odwiedzić Paryż. Początkowo zamierzał jechać do Palestyny i zaciągnąć się do wojska i by walczyć o Izrael. Opowiadał potem że nie przyjęto go, bo wcześniej był oficerem Ludowego Wojska Polskiego. Swoje wspomnienia opublikował w książce Byłem.
Tragiczne wojenne losy mojej matki ( i nie tylko ) zostały spisane przez Zenonem Macużankę i także były publikowane.
W każdym razie z Francji do Polski rodzice wracali już razem. Zamieszkali w domu spółdzielni Czytelnik, przy ul Iwickiej. Ja urodziłem się w grudniu 50 roku.
Rodzina ojca pochodziła z Sambora. Dziadkowie byli pierwszym pokoleniem, które odłączyło od judaizmu i zaczęło na co dzień używać języka polskiego.
Byli tą częścią żydowskiej lewicy, która chciała się asymilować. Społeczność żydowska na przełomie XIX i XX wieku była silnie podzielona. Zanikało spoiwo religii i było rzeczą naturalną, że część Żydów stała się słabiej związana z tradycją.
Proces laicyzacji, a co z tym szło w parze asymilacją, zaczął się kiedy trwały jeszcze rozbiory. Jedni asymilowali się w kierunku zaborcy, a inni – w kierunku Polski. Nie było to proste, bo to także problem przyjęcia przez nową społeczność. A to często wymagało albo chrztu, albo związania się z postępowymi czy lewicowymi środowiskami, dla których pochodzenie nie było istotne.
W tej samej rodzinie jeden brat mógł siedzieć w więzieniu za komunizm, drugi był syjonistą, siostra by wyjść za katolika przyjęła chrzest, a inny brat mógł iść do szkoły rabinackiej bo pozostał wierzącym Żydem. Jeśli chodzi o moją rodzinę to jej najbliższa cześć związała się z lewicą, ale już kuzyni i wujowie ojca byli syjonistami....
W każdym razie , ojciec jako dziecko i jego rodzice, mieszkając w żydowskiej dzielnicy Sambora , zapatrzeni byli w polską część miasta.
Znacznie wcześniej odeszła od judaizmu rodzina matki, zamożni mieszczanie z Galicji, po części z Krakowa, po części ze Lwowa. Rodzina mojej matki była od kilku pokoleń, zasymilowana, częściowo w kierunku Austrii, a częściowo w kierunku Polski.
Dziadek Maksymilian Rosenstein był sędzią, mianowanym jeszcze przez Franciszka Józefa.... Moja matka Erna, była już polską malarką. Urodziła się w 1913 r. ale jej dziesięć lat starszy brat Paweł Rosenstein-Rodan, studiował we Wiedniu i jest uznawany za austriackiego ekonomistę. Wyjechał potem do Stanów Zjednoczonych, miał sporą pozycje w świecie ekonomii. Dziesięć lat różnicy w dacie urodzenia i zupełnie inne kierunki asymilacji.
Latem 39 gdy czuło się wzrost napięci i możliwość wojny, dziadkowie na wszelki wypadek, przenieśli się do Lwowa. Początkowo naiwnie liczyli że działania wojenne będą przejściowe, wierzyli w szybkie ustabilizowanie sytuacji, ale gdyby jednak... to chcieli być dalej od linii frontu. Nikt nie spodziewał się wkroczenia Rosjan... Gdy nastąpiło zajęcie Lwowa przez Niemców znaleźli się w getcie. Mimo iż była to rodzina w pełni zasymilowana, dla Niemców byli oczywiście Żydami. Udało im się uciec – matka ukrywała się, natomiast dziadkowie zostali zamordowani, przez szmalcownika. Ojciec podobnie , uciekł z getta w Samborze i ukrywał się po stronie aryjskiej.
Ja żyje dzięki temu iż mimo istnienia szmalcowników, była też pomoc społeczeństwa, dla ukrywających się Żydów. Gdyby nie ona, po prostu by ojciec nie przeżył. Niezależnie od tego jak wielka byłaby skala pomocy, zawsze była niewystarczająca w czasie zagłady. Byli tez kolaboranci i szmalcownicy, a okupant ich działania nagradzał ....
Żeby wydać Żyda wystarczył jeden szmalcownik. By uratować potrzebna była pomoc całego łańcucha ludzi – jeden załatwił dokumenty, inny pieniądze, inny dał pomieszczenie, jeszcze ktoś kogoś przewiózł. Ludzi ci ryzykowali życiem.....
Mówienie, iż pomagało tylu, ilu otrzymało tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata zaniża ich liczbę . Bywało tak iż wielu pomagało, a mimo tego Żyd i tak został zamordowany, bo ktoś doniósł. Pamięć i świadectwo o tych którzy pomagali zaginęły razem z zamordowanym. Nikt o nich nie wie, bo jeden bandzior wydał. O nim się pamięta, a ci którzy ratowali, dla historii przestali istnieć.
Statystyki pomocy Żydom podlegają weryfikacji na podstawie zeznań tylko tych którzy przeżyli ... A z kilku milionów Żydów, przeżyło tylko kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy osób.... Czy można jednak statystyki te robić to inaczej ?
Ci którzy się nie zasymilowali, a przeżyli II wojnę światową, w zasadzie nie pozostali w Polsce. Była pierwsza powojenna fala emigracji do Palestyny, kiedy powstawało państwo Izrael. W latach 1945-1948 wyjechało mnóstwo Żydów - syjonistów i także ludzi wierzących.
Druga fala emigracji – tych, którzy nie zdążyli wcześniej – miała miejsce po 1956 r., po Październiku.
Była też inna grupa takich jak my, która wyjeżdżać nie zamierzała. To zazwyczaj ci którzy urodzili się w zasymilowanych rodzinach. Często były to rodziny o lewicowej tradycji z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Poglądy, działalność polityczna i chęć asymilacji dla wielu stały się przyczyną pozostania, mimo powojennych fal emigracji lat 1945-1956. W przypadku mojej rodziny powód był drobinę inny, ale o tym dalej. W każdym razie ci ludzie którzy pozostali byli wychowywani w poczuciu tożsamości polskiej.
Część Żydów, po doświadczeniach wojny, zdecydowała pozostać na aryjskich, okupacyjnych papierach ze zmienionymi nazwiskami i tożsamością. Nie zgłosili się do gmin żydowskich w powojennych statystykach przestali istnieć jako Żydzi. Wśród moich najbliższych, to ok. 30 % z tych co przeżyli. Jak było w innych rodzinach, pewno podobnie, ale nie przeprowadzono żadnej szerszej analizy... Pozostanie na aryjskich papierach mogło mieć różne przyczyny. Jedni przez czas wojny wrośli w polską przybraną tożsamość, inni po doświadczeniach wojny, chcieli zapomnieć o pochodzeniu...
Pomijanie tych grup w statystyce uratowanych Żydów, może powodować błędy rzędu 30%.....
Pojawiające się twierdzenia ze tych brakujących, a jak wynika ze statystyki, uratowanych Żydów, pewno wymordowali polscy chłopi, jest absolutnie bezpodstawne.
Rodzice zdecydowali się zostać w Polsce, bo ojciec będąc krytykiem literackim, pisał po polsku, a matka malarka, miała lewicowe poglądy. Chociaż w 47 czy 48 roku ojciec chciał jechać do Palestyny.... Gdy wrócił do Polski, próbował występować przeciwko socrealizmowi, walczyć o pozycję Brunona Schultza, Witolda Gombrowicza i innych pisarzy. W efekcie stracił pracę w redakcji Odrodzenia i na lata dorobił się na lata zakazu publikacji.
Przed wojną, w latach dwudziestych, kilku braci babki, a po wojnie i ona sama wraz z ciotką, zdecydowały się na emigrację. Mąż ciotki Igor, był syjonistą. Babka jechała do Izraela wbrew własnej woli, z obowiązku by pomóc córce. Jej syn, mój ojciec, miał już jakoś ułożone życie...
Jechała w nieznane na dokumencie podróży, uniemożliwiającym powrót. Początkowo odmówiono im zgody na emigracje, bo ciotka właśnie skończyła medycynę ...
Babka przypomniała sobie o istnieniu Luny Bristygier, spowinowaconej z jej zamordowanym mężem. Luna była szefową działu kadr w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Co prawda Luny wcześniej nie znała, ale liczyła że ta ją przyjmie i ułatwi uzyskanie zgody na wyjazd... Tak też się stało. Tu więcej o Lunie i o kontakcie który utrzymaliśmy przez lata, bo to dość ciekawa historia...
Babka nie znała hebrajskiego, tylko słabo jidysz. Hebrajskiego zresztą nigdy się nie nauczyła. W Izraelu kupowała polską gazetę, słuchała radia, bo były wtedy czasem audycje po polsku. Czasem w teatrze wystawiano polskie sztuki .... .
Babka była typową polską inteligentką. Ponieważ wychowywała moich kuzynów, znają oni polski.... Babka uczyniła wszystko co mogła, aby mimo odległosci został utrzymany bezpośredni kontakt w rodzinie...
Marzyła o tym by móc odwiedzić Polskę. Nigdy to się nie udało... Z swojej wdowiej emertyury sfinansowano moją pierwszą podróż do Izraela i dlatego teraz po latach mam bliski kontakt z tam mieszkającą rodziną... Osobny fragment wspomnień, poświęcę im w przyszłości...
Fotografie, jako ilustracja wspomnień: Miejsca, które odwiedziłem, podróże, oraz ja niegdyś i z czasów współczesnych.