Przy okazji o PRL - owskim wspieraniu turystyki
Państwo funkcjonowało w oparciu o wiele fikcji. Władza wygrywała wybory z 98 czy 99 % poparciem. No ale była tylko jedna lista Frontu Jedności Narodu, to kto inny miał dostać głosy ? O wolności czy sprawiedliwości społecznej nawet pisać się nie chce....
Państwo gwarantowało darmową opiekę zdrowotną. Państwo wspierało turystykę. itd....
W rzeczywistości ludzie często musieli korzystać z prywatnych, płatnych porad lekarskich, bo dopiero one otwierały drogę do leczenia w placówkach publicznej Służby Zdrowia.
Na tanie wakacje, w podłych warunkach, można było dostać miejsce w ośrodku Funduszu Wczasów Pracowniczych. Państwo jednak formalnie wspierało turystykę, więc prawo zawierało przepisy ułatwiające wyprawy turystyczno - krajoznawcze. Często cel organizatorów wyjazdu był nie turystyczny, a handlowy. Paszport i wizę, otrzymywało się bez zaproszenia, bo to na wyprawę... Linie lotnicze sprzedawały taniej bilety.... Musiało być jednak kilkanaście osób które razem wylatywały. Organizatorzy szukali po znajomych chętnych, na wyjazd i tańszy przelot.... Tak byłem wcześniej w Indiach i w Nepalu.
Po roku pojawiła się podobna wakacyjna okazja. Były to chyba rok 85 czy 86. Ci sami globtroterzy biznesmeni, z rok większym doświadczeniem, postanowili lecieć przez Delhi do Singapuru, a potem już lądem - przez Kuala Lumpur do Bangkoku. Planowali wysłać do Polski kontenery dżinsów. Stało się to bardziej opłacalne od odzieży z Indii.
Kilka dni najpierw spędzamy w Delhi, a dalej Aerofłotem lecimy do Singapuru. Nowoczesna architektura, wieżowce i wielobarwne, pełne gwaru centra handlowe zawalone nowoczesną elektroniką, kontrastują z jeszcze zachowaną starą zabudową Nowoczesność i dynamiczny rozwój Singapuru, to inny świat niż stagnacja stanu wojennego w PRL
Po kilku dniach ruszamy dalej.
obrazek jest linkiem do galerii →
Ja jak i kilku znajomych, nie zamierzamy zajmować się importem dżinsu. Odłączamy od wyprawy, nie mając ochoty na długą podróż autobusem wzdłuż całego Półwyspu Malajskiego. Nie ciągnie nas też pobyt w Bangkoku, który ma opinie największego molochu Azji...
Z autobusu jadącego w kierunku stolicy Tajlandii, wysiedliśmy daleko przed Kuala Lumpur, na wschodnim wybrzeżu Malezji, w portowym miasteczku Mersing.
Malownicze wybrzeże pełne jest starych, zniszczonych łodzi i kutrów.
Zamierzamy udać się na wówczas jeszcze prawie nie znaną wyspę Tioman. Kuter płynie tam, co kilka dni... Na morzu liczne małe wysepki z bujną roślinnością no i wystające z wody, ogromne głazy . W końcu dopływamy.
Dziś jest to miejsce nowoczesnych hoteli, reklamowane przez wielkie agencje turystyczne, jako raj na ziemi.... Czterdzieści lat temu, prawie nikogo tam nie było. Jeden czy dwa prawie puste pawilony dla turystów. Byliśmy prawdopodobnie jednymi z pierwszych Polaków którzy zwiedzali Tioman.
Z wyspy pozostał cały szereg zdjęć. Niestety kolorowe negatywy zaginęły, więc prezentuję tylko skany odbitek.
← zdjęcie jest linkiem do galerii
Po dziesięciu dniach na tropikalnej wyspie, wracamy do Singapuru i dalej do Delhi. Tam spotykamy resztę uczestników wyprawy którzy byli na zakupach w Bangkoku i już wszyscy razem, wracamy do Polski.
Fotografie, jako ilustracja wspomnień: Miejsca, które odwiedziłem, podróże, oraz ja niegdyś i z czasów współczesnych.