Póki ciotka Wanda mieszkała w Krakowie, załatwiała wszelkie sprawy związane z kamienicami odziedziczonymi po dziadkach. Na Kazimierzu, administratorem była pani N. Budynkiem przy ul Bosackiej zarządzało Zrzeszenie Właścicieli Nieruchomości. W kilku innych nieruchomościach matka miała ułamkowe udziały. Prawa własności po pomordowanych w czasie wojny spadkobiercach, przejęło państwo, a Gmina Kraków nimi zarządzała.
W PRL posiadanie kamienic było nieszczęściem. Czynsze ustawowe były takie że nie starczały na utrzymanie budynku. Co jakaś awaria czy urwana rynna lub cokolwiek innego – przychodził nakaz naprawy. Naprawę w końcu wykonywało miasto, ale nas, kamieniczników próbowano obciążyć kosztami. Ponieważ nie mielimy pieniędzy, więc żyliśmy w ciągłym strachu. Pamiętam, jak wracaliśmy do domu, robiliśmy na wszelki wypadek dodatkową rundę ulicami, bo ktoś stał przy wejściu.
Mógł być komornikiem z jakimś nakazem, więc czekaliśmy: aż odejdzie. Powstawały długi, dopisywano je w końcu do ksiąg wieczystych.Wiele razy matka tłumaczyła mi iż nie może ofiarować tych kamienic państwu, bo państwo, to co chciało wziąć to i tak wzięło i znacjonalizowało. A za pozbycie się innych rzeczy musielibyśmy płacić podatek od darowizny.... Ile było w tym prawdy, nie mam pojęcia....
Wanda pod koniec lat 80 tych przeniosła się do Warszawy. Raz do roku matka otrzymywała od administratorów rozliczenia finansowe z kamienic, których nie była w stanie zrozumieć a tym bardziej zweryfikować. Przyjmowała je na słowo, usatysfakcjonowana gdy nie było afer z komornikiem, a przeglądy techniczne nie wykazywały niczego złego ....
Ani mojej matki ani mnie nie interesowało to, lecz życie w III RP nas w końcu brutalnie zmusiło, do zajęcia się nieruchomościami.
Obok pamiętającej XIX w kamienicy, w okolicy skrzyżowania ul Bosackiej i Lubomirskich rozpoczęto budowę Krakowskiego Centrum Komunikacyjnego. Wiedzieliśmy ze po uruchomieniu dworca wzrośnie wartość nieruchomości... Powstały głębokie wykopy, pod arterie komunikacyjną, tak by stworzyć dojazd tramwajowy i samochodowy do podziemi Centrum Komunikacyjnego.
Roboty wykonywano bez szalunku. W październiku uszkodzono rurę wodociągową. Zobiło sie jezioro w wykopie. Rozmokła, nie zabezpieczona skarpa. Kamienica zaczęła pękać.... Była zima, odcięto gaz....
Przerażeni lokatorzy gdzie się dało pisali skargi, szukali ratunku dla miejsc zamieszkania. Pisali do Prezydenta Miasta, posłów, do lokalnego Nadzoru Budowlanego, do gazet, prokuratury itd....
Zdjęcia obok, wykonano kilka miesięcy później. Jezioro już osuszono. Obrazują tylko wielkość wykopów, poniżej posadowienia fundamentów.
Przyczyny tego co się stało, były oczywiste. Potwierdzają to dokumenty: o stanie kamienicy i pismo miejskich wodociągów potwierdzające dwukrotną awarie wodociągów.
Pismo Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, było odpowiedzią na zapytanie Zrzeszenia Właścicieli Nieruchomości o zalanie wykopu. Zwraca uwagę fakt iż druga awaria została usunięta dopiero następnego dnia, po wielu godzinach zalewania wykopu. ...
A pracownicy miejskiej spółki Krakowskie Centrum Komunikacyjne, Nadzór Budowlany próbowali znaleźć kogoś winnego, by zrzucić z siebie przynajmniej część odpowiedzialności za to co działo się z kamienicą...
Matka, wydawała się wręcz idealną kandydatką.…
Był to koniec 1995 r. my byliśmy pozostałością poprzedniego systemu. Osiemdziesięcio letnia staruszka, do tego komunistka i malarka, a ja fizyk wyrzucony z PAN za działalność zmarłego ojca, ojca który poparł gen. Jaruzelskiego. Nie byliśmy tymi z którymi ktokolwiek się liczył. Winne katastrofy miały być, nie tylko prace budowlane, lecz i zły stan i brak nadzoru właścicielskiego nad kamienicą.
Erna Rosenstein, niczego nie mogła, nie znała się ani na prawie ani na budownictwie Nie miało zresztą sensu jej denerwować i informować szczegółowo o tym co się dzieje z kamienicą. Zrozpaczeni lokatorzy znaleźli nasz numer telefonu i zaczęli szukać pomocy.... Spadło to na mnie.
Akurat wtedy działania warszawskich laryngologów uszkodziły mi mięśnie barku i szyi. Rozpaczliwie szukałem ośrodka który by zdiagnozował i naprawił to co mi zrobiono. Z perspektywy czasu, dziś wiadomo więcej o tym co zrobili utytułowani lekarze. Opiszę to jaśniej w przyszłości. Na razie w archiwum internetu, rejestracja tego co kiedyś opisałem.
A miejska spółka Krakowskie Centrum Komunikacyjne i Nadzór Budowlany zleciły Politechnice Krakowskiej opracowanie ekspertyzy, dotyczącej powstałych szkód przy budowie
No i okazało się ze kamienica waliła się nie tylko z powodu wykopu prowadzonego bez szalunku, głębszego od posadowienia fundamentów i zalania go wodą. Waliła się bo:
- kamienicę w XIX w budowano, bez uwzględnienia XX wiecznych norm budowlanych
- poza uszkodzeniem rur wodociągowych przy pracach budowlanych, nie działał odpływ deszczówki i to deszcz mógł zalać wykop !
( potem okazało się że zatkanie odpływu, miało prostą przyczynę, wysypywano gruz do studzienki kanalizacyjnej )
z opinii Politechniki Krakowskiej→
A temu to już jest winien właściciel… Wedle władz i rzeczoznawców z Politechniki, moja matka miała być współodpowiedzialną w 30% za powstałe szkody… Zaczęły się ukazywać takie artykuły w prasie ...
Zamiast Krakowskiego Centrum Komunikacyjnego, Zrzeszenie Właścicieli Nieruchomości, reprezentujące Ernę Rosenstein, stało się adresatem nakazów budowlanych i decyzji Nadzoru Budowlanego. A to skuć pękające nadproże, wykonać pilnie coś z nieszczelnymi kominami, jakąś ekspertyzę budowlana, czy coś innego zabezpieczyć itd
Na wszelkie odwołania, Zrzeszenie otrzymywało odpowiedzi odmowne…. Po kilku tygodniach przepychanek Zrzeszenie wypowiedziało matce umowę o zarządzaniu nieruchomością.
I tak po awarii, staruszka, znana malarka, zaczęła otrzymywać nakazy.… Na niej, jako na właścicielu ciążył obowiązek skucia nadproża, czy zabezpieczenia kilkudziesięciu mieszkań zastępczych, dla rodzin lokatorów kamienicy... Mimo iż mieszkaliśmy w Warszawie, moja matka miała przejąć obowiązki administrowania.
Lokatorzy szukali kontaktu z nami, dla wspólnych działań wobec władz miasta. Miała miejsce wielka awaria. Z uszkodzonymi mięśniami barku i szyi, wykończony sytuacją, jeździłem do Krakowa na narady…
Wtedy poznałem pan Jana Polonka. Mieszkał na pierwszym piętrze kamienicy, z czasem jego pomoc okazała się nieoceniona… Nie było zresztą nikogo innego i jemu przekazaliśmy prawa i obowiązki administrowania nieruchomością…
Wiele narad i spotkań odbyło się w siedzibie władz Krakowa i Krakowskiego Centrum Komunikacyjnego. Z jednej strony my tzn. pan Polonek i ja jako pełnomocnik właścicielki, z drugiej znający się od lat miejscy włodarze, urzędnicy z Gminy Kraków i KCK,. Do zamknięcia całej sprawy jako arbitrów zapraszano lokalnych inspektorów budowlanych.
Była to gra do jednej bramki. Dwie sprawy odmieniły kierunek wydarzeń:
- ktoś z lokatorów kamienicy, znał nestora, osobę o niepodważalnym autorytecie wśród krakowskich biegłych budowlanych... Przez budowy którymi kierował inż. Zborzeń, przewinęło się i praktykowało u niego gros małopolskich konstruktorów i inżynierów budowlanych. Tam zdobywali szlify... Zespół przez niego powołany przygotował niezależną od miasta, rzetelną opinię -
- ktoś powiedział mi że mój kolega, jeszcze wtedy docent, Krzysztof Żmijewski ( znałem go z Klubu Remont ), po zmianach politycznych w Polsce, jakiś czas pełnił funkcje wiceministra budownictwa. Podlegał mu nadzór budowlany. Poprosiłem go o spotkanie...
←z opinii zespołu inż. Zborzenia
Po wizycie i kontroli w Krakowie, inspektorów z Warszawy z Centralnego Nadzoru Budowlanego, natychmiast zmieniło się nastawienie władz. Sprawa wyszła poza lokalne układy.
Zakończyły się rozmowy o współodpowiedzialności Erny Rosenstein, za zdewastowanie nieruchomości.
KCK i miasto, zaczęły proponować pozasądową ugodę, deklarując pełne przywrócenie budynku do stanu sprzed rozpoczęcia prac budowlanych. W zamian mieliśmy się zrzec roszczeń na przyszłość.
Zakres prac był b. szeroki Upraszczając i w skrócie:
- ustabilizowano i wzmocnienia gruntu pod i w okolicy fundamentów budynku, technologią jet grounding ( ciśnieniowe wtłaczanie cementu );
- przez nacięcie muru, pod tynkiem na kilku poziomach budynku i opasanie go sztywnymi stalowymi wzmocnieniami i kotwami;
- uszczelniono doprowadzenie gazu do budynku, uszczelniono przewody kominowe i dymowe, tynkowano popękaną i uszkodzoną elewacje…
- reperowano i uzupełniano pokrycie dachu
Pod naciskiem sytuacji i skandalu, prace naprawcze rozpoczęto bez uzgodnienia i podpisania ugody. Trwały one wiele tygodni
Miasto oczekiwało zrzeczenia się roszczeń na przyszłość. Odmówiłem, nie wiedziałem bowiem co jeszcze może wyjść na jaw , jako konsekwencja awarii.
Stanęło na ustnej deklaracji iż jedyną weryfikacją pełnego i dobrego wykonania naprawy jest nie ujawnianie się nowych szkód, a odpowiedzialność za ich spowodowanie i tak przedawni się po 10 latach…..
I tak, ja na koniec zostałem kamienicznikiem. Matka do śmierci nie wiedziała iż wtedy, po awarii budowlanej i zagrożeniu katastrofą, znaleźliśmy się na skraju przepaści finansowej. W postępowaniu administracyjnym, mogliśmy być zmuszeni do pokrycia 30% kosztów nie zawinionego przez nas, remontu generalnego kamienicy…….
Erna Rosenstein zmarła w 2004 roku, osiem lat po opisywanej tu awarii. Przez ten czas ani później, nie pojawiły się żadne dalsze konsekwencje zalania wykopu i obsuwania sie kamienicy...
Pan Jan Polonek, od tamtego czasu administruje budynkiem przy ul Bosackiej 11 i znakomicie sobie z tym radzi.
_________________________________________________________________________________________________________________________
Po zrelacjonowaniu tych wydarzeń, nasunęło mi się kilka uwag:
Fotografie, jako ilustracja wspomnień: Miejsca, które odwiedziłem, podróże, oraz ja niegdyś i z czasów współczesnych.