Żaden to powód do dumy. Jeśli jednak dla kogoś, to nie dla mnie, lecz dla lekarzy, którzy wykonali przeszczep. Poniżej informacje o tym jak do tego doszło, że straciłem płuca.
Może papierosy i miały wpływ, ale na pewno nie zasadniczy. Paliłem i nic się nie działo. Tyle tylko, że bez odpoczynku, nie dawałem rady wejść wyżej niż na trzecie piętro. Przez lata nikt nie widział potrzeby wykonania badań, a zwykłe osłuchiwanie i zdjęcia kontrolne RTG niczego złego nie wykazywały.
Dwa zdarzenia spowodowały radykalną zmianę sytuacji. Zdarzenia te, w odróżnieniu od papierosów, których pełno w dokumentacji, są systematycznie i wszędzie pomijane....
Pozostaje otwartą ocena czy to, co się stało, było nieszczęśliwym wypadkiem, czy też jest problem odpowiedzialności za to, co zaszło....
Pierwszym zdarzeniem było zatrucie, środkiem na owady, latem 2012 roku. W domu, po ojcu został spory księgozbiór. Kilka tysięcy książek.
Kolejny raz pojawiały się mole . Ojciec był poliglotą, znał kilkanaście obcych języków. Obecnie, po latach znaczna ich część, przekazana została do Muzeum Literatury...
Mimo działań specjalistów, mole systematycznie wracały, co kilka miesięcy. W końcu spotkałem Wojtka N, kolegę jeszcze z klubu Remont. Teraz w III RP zajmował się dezynsekcją.. Był barwną postacią. Gdy opowiadałem, że nie mogę wytępić moli, wytłumaczył mi że, firmy wiedzą, co zrobić by nie utracić klienta, bo da on zarobić.... wraz z powrotem robactwa....
Był typowym wytworem PRL'u, dobrze zresztą funkcjonował w każdym systemie., Poświęcam mu i tego typu ludziom, kilka słów na końcu tego rozdziału. Po jego działaniach insekty zniknęły na wiele lat.... W 2012 roku pojawiły się ponownie, ale w międzyczasie niestety Wojtek zmarł. Ściągnąłem, więc tym razem, specjalistów z jakiejś innej firmy.
Pamiętałem przestrogi Wojtka o braku zainteresowania komercyjnych firm w definitywnym wytępieniu owadów u zwykłego klienta.
Rano wymieszano proszek z wodą i rozpylono mgiełkę do trucia owadów... Wszyscy wyszliśmy, a kota wyniosłem do piwnicy. Po kilkunastu godzinach, po długim wywietrzeniu przekonany byłem, że chemikaliów już niema. Że się rozłożyły, a resztki oparów wyleciały otwartymi oknami. Taki zresztą czas ochronny podano nam ....
Był późny, upalny wieczór, chciałem iść spać. Beata miała ochotę napić się wina, kręciła się po mieszkaniu. Zamknąłem drzwi, by mieć cisze. Ponieważ nie było przewiewu, włączyłem klimatyzacje i zasnąłem. Spałem twardo, a jakieś resztki trutki wydzielały się czy to z pościeli czy z klimatyzatora. Drzwi i okna były zamknięte.
Rano, gdy się zbudziłem, w pokoju śmierdziało, a ja prawie nie byłem w stanie oddychać. Zacząłem wietrzenie, potem szukanie jakiegoś pulmonologa...
Szereg koszmarnych zbiegów okoliczności spowodował to, do czego doszło.
Wieczorem poszedłem do lekarza . Wykonał spirometrie. Wynik był fatalny. Miałem tylko trochę ponad 30 % przewidywanej wartości FEV1, pierwszosekundowej wydolności płuc
Ponieważ powiedziałem, że pale papierosy, lekarz nie chciał słyszeć o zatruciu chemikaliami... Wypalone papierosy przeliczył na paczkolata i postawił diagnozę. Koszmarna niewydolność oddechowa, to właśnie te paczkolata, które pojawiły się z dnia na dzień. Oczywiście gazometrii ani nawet zwykłych badań krwi by sprawdzić czy niema stanu zapalnego, nie wykonał..
Zapisał spraye rozszerzające oskrzela, zlecił zaprzestanie palenia i wyjazd na wakacje... Miała nastąpić poprawa....
W efekcie przestałem palić, żadnego leczenia przeciwzapalnego nie podjąłem, bo niczego takiego mi nie zalecono.... Chwile wcześniej zaplanowaliśmy wyjazd do Chorwacji. Beata chciała spędzić ostatnie wakacje z córką przed jej wyjazdem na studia... Wobec diagnozy, że nic poważnego mi nie dolega, moje protesty traktowane były, jako chęć wycofania się ze wspólnego wyjazdu, jako jakieś złośliwości czy fanaberie... Mimo ze fatalnie się czułem, pojechałem .... Byłem w stanie jednak przejść tylko kilka kroków.
Oczywiście tak Chorwacja, jak i Wenecja są piękne, ale nie był to czas na turystykę. Z trudem z przystankami chodziłem...
Tu umieszczam, pro forma, link do zdjęć wtedy wykonanych, ale z tą relacją o moich płucach, nie ma to wiele wspólnego.....
Może tylko to. że zdjęcia pokazują jak źle znosiłem wyjazd... →
Jesienią w CT zdiagnozowano zaawansowaną rozedmę. Za późno już było, by cofnąć pozapalne zmiany. Wcześniej, gdyby podjęto lecznie, pewno były szanse na wygojenie i zmniejszenie uszkodzeń w płucach.
Dużemu ograniczeniu uległy moje możności fizyczne. Smog czy zimno powodowały że wyjść nie mogłem z domu, że się dusiłem.... Zresztą nawet przy dobrej pogodzie, bez odpoczynku mogłem przejść tylko kilka kroków.
Byłem pod opieką najlepszych pulmonologów. Oni też byli bezradni wobec faktu, iż raz uszkodzone płuca, same nie odrastają.
Kolosalne ograniczenia i brak możliwości ich wyleczenia, spowodowały, że musiałem się przystosować i jakoś z tym żyć. Ograniczyłem działalność publiczną. Robiłem codziennie inhalacje brałem leki wziewne. Mogłem gdzieś iść powoli, powłócząc nogami, ale wycieczki były wykluczone. Gdy temperatura spadała poniżej zera, nie wychodziłem..... Zrezygnowałem z prawie wszystkich form aktywności.....
Na zimę, gdy był największy smog, starałem się o sanatorium, albo jechałem na Mazury...
Drugim zdarzeniem, które doprowadziło do tragedii było to, co stało się w sanatorium Perła Bałtyku w Kołobrzegu w 2019 roku gdzie zmuszaniu mnie do ćwiczeń z zapaleniem płuc. Relacjonowałem to wcześniej .
Sanatorium Perła Bałtyku
Wykonano szereg badań. Mimo zatkania jakiejś tętnicy, wykluczono serce jako, przyczynę fatalnego stanu.
Zmiany w moich płucach uległy takiemu pogłębieniu ze nawet chodzenie po mieszkaniu czy ubranie się, było problemem. Saturacja potrafiła spadać poniżej 70%. Kilka dni spędziłem na kardiologii w Radomiu.
Zanim z powodu pandemii szpital na Wołowskiej stał się jednoimiennym szpitalem zakaźnym, byłem jednym z ostatnich zwykłych pacjentów, którym wykonano scyntygrafie serca..... Miałem niewydolność oddechową, ale i koncentrator tlenu w domu i mogłem czekać aż ostateczne rozwiązanie przyjdzie, drogą naturalną.
Zdawałem sobie sprawę, że bez radykalnych działań, mam przed sobą 2 do 3 lat życia w coraz to większych męczarniach... No i ze jedynym ratunkiem może okazać się przeszczep.... Miałem już ponad 70 lat i chorobę wieńcową. Są to przeciwskazania do przeszczepu..
Byłem na konsultacjach w Zabrzu w Śląskim Centrum Chorób Płuc i w Akademii Medycznej w Gdańsku.... Wiek 70 lat współistniejące choroby... jedni odmówili, drudzy kazali czekać.
Zaczęło do mnie docierać, czym jest przeszczep płuc. Jak wygląda statystyka przeżycia, jak kolosalny to zabieg, a jeśli przeżyję, jakie będę mieć ograniczenia w przyszłości..... Ograniczenia codzienne, ćwiczenia do końca życia i garść leków każdego dnia...
Że po przeszczepie to nie jest powrót do pełnego zdrowia, ale że będę żyć...
Po długim zastanawianiu się, po wstępnej odmowie, w połowie kwietnia prof. Marian Zembala poinformował, że Śląskie Centrum Chorób Płuc wpisuje mnie jednak w Poltransplancie na listę oczekujących na przeszczep.....
Wiedziałem ze od tej chwili musze mieć spakowaną walizkę i czekać....
---------------------------------------------
------------------------------------------------
Wojtka znałem z dawnych czasów z klubu Remont. Pełnił jakąś funkcje we władzach klubu. Nie był studentem, a działaczem. Dawało to dokument ze coś robi, ale i darmową wejściówkę do klubu. Zawsze miał sporo pieniędzy. Pracował tak by się nie narobić, a sporo zarobić. Pamiętam np. gdy była pielgrzymka Ojca Świętego do Polski, Wojtek był jednym z czołowych dostawców papierowych chorągiewek papieskich... Typowy produkt PRL.
Potem, zajął się dezynsekcją. Gdy opowiadałem, że nie mogę wytępić moli wyjaśnił mi ze, firmy wiedzą, co zrobić by nie utracić klienta, bo da on zarobić, wraz z powrotem robactwa....
Żeby skutecznie wytępić mole, konieczne jest użycie dwóch środków. Nie starcza wytrucie latających owadów, trzeba pozostawić środek kontaktowy by zniszczy larwy, gdy za jakiś czas się wylęgną z pozostawionych jajeczek.
Wspominał z rozrzewnieniem PRL. Było wtedy tak powszechne przekonanie ze z robactwem się nie wygra, że. Inspekcja Sanitarna wprowadziła obowiązek corocznych dezynsekcji dla wszystkich szpitali, szkół, hoteli, przedszkoli , stołówek, barów, restauracji itp... Można było dogadać się z kierownictwem przedsiębiorstwa by dezynsekcje przeprowadzić solidnie, co kilka lat, zaświadczenie o dezynsekcji stemplować i wynagrodzenie pobierać, każdego roku..... wynagrodzenie oczywiście do podziału...
Fotografie, jako ilustracja wspomnień: Miejsca, które odwiedziłem, podróże, oraz ja niegdyś i z czasów współczesnych.